Kocham szczęśliwe zbiegi okoliczności!
Dzięki nim właśnie jesteśmy: Lawendowy Ląd i nowa ja.
Rodziny Tomka i moja pochodzą ze wsi, ale szczęścia szukały w miastach. My też po studiach mieszkaliśmy w orbicie aglomeracji, jednak na 20. rocznicę ślubu zafundowaliśmy sobie życie
na wsi. Na hektarach, mimo że nie znosiłam grzebać się w ziemi. Ogród w mieście miał tylko
50 metrów kwadratowych, więc pani chcąca kupić nasz dom martwiła się, że nie ma gdzie posadzić lawendy, którą tak lubi.
Lawenda? Nie miałam wtedy pojęcia, jak ta roślina wygląda i dlaczego ktoś musi ją mieć.
Na wieś ściągnął mnie cudny widok, a nie praca na roli. Realizowałam się jako nauczyciel. Od dziecka słyszałam, że moim powołaniem jest uczyć, a los tak wodził mnie za nos, że nawet, gdy już nie chciałam, to trafiałam do kolejnych szkół, gdzie pracowałam z pasją. W ostatniej mocno zapuściłam korzenie, więc
po przeprowadzce wstawałam przed świtem, by dojeżdżać autem i koleją prawie 80 km do ukochanej szkoły. Tak miało być aż do emerytury.
Ale jest rok 2012. I pole, które trzeba wypieścić, aby wpisało się w ładny krajobraz. Nie mamy na nie pomysłu. Latem w Prowansji zawieram znajomość z lawendą i ta podbija me serce. Rzucają na mnie urok cudne wzgórza i miasteczka z pachnącym rękodziełem. Kolejnej wiosny słyszę audycję o pani Joasi z Lawendowego Pola na Warmii. Opowieść o jej życiu i marzeniach pachnie lawendą nawet przez radio, a fascynacja uprawą zaraża.
Mam pomysł na pole i nazwę dla pomysłu: Lawendowy Ląd! Rozsadza mnie entuzjazm: chcę uprawiać lawendę! Tylko że… nie wiem jak.
Po roku odwiedzam z rodziną Lawendowe Muzeum Żywe pani Joasi, przyglądam się uprawie, poznaję szczegóły, "ucząc się lawendy", a po kolejnym - zakładam własne poletko. Ze 150 sadzonek 1/3 usycha, więc martwię się, że jednak nie mam ręki do roślin. Mimo to wiosną dosadzam 500 i… znów porażka. Umiem za mało! Latem spędzamy z mężem urlop, zwiedzając różne lawendowe plantacje, a tam słucham, patrzę, rozmawiam, znów pilnie się uczę. Tam też zachwycają mnie cudeńka, które ludzie potrafią stworzyć z lawendą w roli głównej. Po cichu sobie marzę, że na emeryturze zajmę się lawendowym rękodziełem, bo kocham takie robótki i chyba nie mam dwóch lewych rąk.
Wiosną znowu dosadzam, a żadna roślinka nie usycha. Mam ich już 1200 do… ręcznego podlewania z konewki, odchwaszczania, cięcia i nawożenia. Moja własna siłownia!
Zarywam kolejne noce, by się przygotować do lekcji lub ocenić sprawdziany. A podczas moich szkolnych wakacji żniwuję. Spocone upałem dni, sierp w opuchniętych dłoniach, ból kręgosłupa – to wszystko, by poczuć radość z suszących się kilkuset bukietów!
W sercu noszę dumę rolnika, a w głowie troskę: co i kiedy zrobię z plonem? Za rok bukietów będzie dużo więcej! Jak pogodzę pochłaniającą mnie pracę w szkole z coraz bardziej wciągającą przy lawendzie? Rzucić etat? Będę tęsknić za szkołą, uczniami… I tak blisko moja wczesna emerytura! Doczekać?
Na szczęście jako pedagog czuję się spełniona, w zawodzie osiągnęłam wszystko, czego chciałam. I marzę, by w życiu spróbować jeszcze czegoś innego. A co, jeśli się nie uda?
Wtedy egzamin ze wsparcia zdaje moja rodzina, która nie boi się zmian i we mnie wierzy. Dzięki temu dwa lata przed emeryturą żegnam szkołę i zakładam firmę. Jedną pasję zastępuję drugą!
Dziś zamiast układać zadania dla uczniów, układam bukiety i tworzę dekoracje. Zapał i wyobraźnię dokarmiłam kursem florystyki. To już za mną. A co przede mną? Coroczne letnie zbiory, jesienna zabawa w ozdoby, zimowy strach przed mrozem i wiosenne budzenie lawendy ze snu!
I po co to wszystko? Dla Ciebie - przez cały rok zachowuję letni zapach z mojej plantacji. Lawendowy. Dasz mu się skusić?
Pani Małgorzato, czytam jeden artykuł za drugim z podziwem z fascynacją, ciarki mnie przechodzą z wrażenia i na koniec łzy wzruszenia ❤️ Ponownie czytając o Lawendowym Lądzie! Koniecznie chcę Państwa odwiedzić a tymczasem podziwiam ogromnie i kibicuję z całych sił, niech Wam się szczęści i darzy, samych sukcesów i zdrowia moc❤️